Powrót do listy

Nie wystarczy wizualizować spokoju. Ciało musi go poczuć naprawdę. O zakorzenianiu szczęścia po traumie.

trauma
24.06.2025
U

UzdrawianieprzezOdczuwanie

Autor

Nie wystarczy wizualizować spokoju. Ciało musi go poczuć naprawdę. O zakorzenianiu szczęścia po traumie.

Z każdej strony słyszymy dziś zachęty: „Zacznij dzień od wdzięczności.” „Myśl pozytywnie.” „Zakotwicz w sobie dobre stany.” „Wyobraź sobie życie, którego pragniesz – a ono się zamanifestuje.” To są piękne słowa. Ale nie zawsze działają. A szczególnie nie wtedy, gdy twoje ciało nie zaznało prawdziwego spokoju... Kiedy trauma odcisnęła swój ślad – fizyczny, emocjonalny, energetyczny – ciało funkcjonuje w stanie nieustannej gotowości: napięcie, czujność, wycofanie, hiperkontrola, czasem zamrożenie. W takim stanie… nie da się „wejść” w spokój tylko dlatego, że sobie to wyobrazisz. Nie chodzi o to, że coś jest z Tobą nie tak. Chodzi o to, że Twój układ nerwowy Cię chroni. Nie zna innego świata. I właśnie dlatego piszę ten artykuł. Żeby powiedzieć Ci: to nie Twoja wina, że afirmacje nie działają. I że jest inna droga. Głębsza. Łagodniejsza. Prawdziwsza... 

Ciało pamięta. Ale może nauczyć się nowego

Peter Levine, twórca metody Somatic Experiencing, mówi, że „trauma to nie wydarzenie, lecz energia, która pozostała w ciele i nigdy nie została uwolniona”.
Bessel van der Kolk w książce „Ciało pamięta” opisuje, jak traumy z przeszłości nadal działają w naszych mięśniach, hormonach i oddechu.

To dlatego nie wystarczy zmienić myślenia.
Trzeba zmienić doświadczanie.

Stephen Porges, twórca teorii poliwagalnej, odkrył, że nasz autonomiczny układ nerwowy nie działa logicznie – działa biologicznie.
Ocena: „czy jestem bezpieczna?” – nie pochodzi z umysłu, tylko z tysięcy mikroimpulsów: napięcia mięśni, tonu głosu, światła w oczach, tonu skóry, rytmu oddechu.

Ciało nie zapomni. Ale może się nauczyć czegoś nowego.
Jeśli mu to pokażemy. Jeśli mu to damy. Jeśli mu to damy – naprawdę.

To, co kluczowe, to zrozumienie, że ciało nie jest „wrogiem”, który sabotuje nasze intencje. Ono po prostu wciąż żyje w świecie, który kiedyś był niebezpieczny. I nadal go rozpoznaje – nawet jeśli w realnym życiu już wiele się zmieniło. Układ nerwowy działa jak czujnik: stale ocenia, czy może się rozluźnić. A gdy trauma nie została przeprocesowana, czujnik ten ma ustawione bardzo wrażliwe progi – reaguje lękiem nawet wtedy, gdy nic realnego nam nie zagraża.

Dlatego nie wystarczy wizualizować „dobrego życia” – ciało musi najpierw doświadczyć, że świat tu i teraz jest inny niż ten, który znało.

Dopiero, kiedy ciało realnie zobaczy i poczuje, że coś jest bezpieczne, przyjemne, spokojne – zaczyna tworzyć nowy zapis. Neuroplastyczność – zdolność mózgu do tworzenia nowych połączeń – nie aktywuje się tylko pod wpływem pozytywnego myślenia. Potrzebuje realnego, powtarzalnego doświadczenia. Doświadczenia, które mówi: „Jesteś tu. Jest dobrze. Już nie musisz walczyć.”

To może być jeden moment w lesie. Jeden ciepły dotyk. Jeden głęboki oddech, który nie został przerwany. To może być drobna chwila, ale jeśli zostanie zauważona i nazwana, ciało zacznie ją zapamiętywać. Zacznie budować nową mapę świata.

Dlatego właśnie potrzebujemy pracy nie tylko z głową, ale z układem nerwowym. Z ciałem. Z doświadczeniem. Potrzebujemy dotyku, dźwięku, rytmu, zapachu – wszystkiego, co przynosi doświadczenie dobrostanu. I potrzebujemy tego wiele razy. Nie jako wyjątków od codzienności – ale jako jej nowego rytmu.

Bo tylko w rytmie – w powtarzalności – ciało może nauczyć się, że coś jest prawdziwe. A wtedy – dopiero wtedy – stany, które kiedyś były nieosiągalne, stają się dostępne.

Moja droga: nie przez afirmacje, lecz przez las, ciszę i grzyby

Nie znalazłam spokoju w afirmacjach. Choć próbowałam. Choć znałam wszystkie techniki – wdzięczność, wizualizacja, medytacja. Czułam, że czegoś w tym brakuje. Że moje ciało nie daje się przekonać tylko słowami ani nawet czuciem podczas wizualizacji. Że jest we mnie jakaś głębsza warstwa, która potrzebuje czegoś innego – czegoś bardziej pierwotnego, cielesnego, realnego.

I tak wróciłam do lasu. Do ciszy. Do ziemi. Do grzybów. Nie było w tym nic wymyślnego. To nie była „praktyka duchowa”. To było bardziej jak powrót do czegoś, co znałam wcześniej niż traumę. Niż ból. To było jakby moje ciało przypomniało sobie inne życie.

Chodzenie po lesie, szukanie grzybów – z pozoru proste czynności – stały się dla mnie jak rytuał. Rytuał powrotu do siebie. Do spokoju, który nie jest „wyobrażony”, ale realnie obecny w ciele. Moje ciało zaczęło oddychać inaczej. Wzrok się zmienił. Mięśnie puściły. Rytm serca się uspokoił. To nie była decyzja umysłu. To była reakcja fizjologiczna na inne środowisko.

To właśnie w lesie doświadczyłam, co to znaczy, że ciało czuje się bezpieczne. Że nie musi niczego robić. Że może po prostu być. I co najważniejsze – moje ciało zaczęło się uczyć tego stanu. Z każdym kolejnym spacerem. Z każdym grzybem, który znalazłam. Z każdym porankiem, który pachniał mchem i wilgotną ziemią.

I dziś już wiem, że to nie jest tylko moje osobiste odczucie. To, co czułam – spadek lęku, większa odporność, więcej radości – ma swoje naukowe podstawy. W glebie leśnej, szczególnie w miejscach bogatych w roślinność i próchnicę, występuje bakteria Mycobacterium vaccae. Jej działanie na ludzki organizm zostało potwierdzone w licznych badaniach. Ta bakteria, gdy dostaje się do organizmu – np. przez kontakt z dłońmi, oddychanie pyłem leśnym – wpływa pozytywnie na układ nerwowy, redukuje stany zapalne i zwiększa poziom serotoniny.

Badania przeprowadzone przez Christophera Lowry'ego i jego zespół z University of Bristol pokazały, że Mycobacterium vaccae stymuluje neurony w mózgu odpowiedzialne za produkcję serotoniny – hormonu szczęścia. Efekt? Mniejsze ryzyko depresji, lepszy nastrój, lepsza odporność. Czyli dokładnie to, czego potrzebuje ciało po traumie.

Las okazał się więc nie tylko symbolem bezpieczeństwa, ale realnym wsparciem biologicznym. Nie trzeba medytować pod drzewem, choć to też piękna praktyka jeśli komuś daje spełnienie. Wystarczy być. Czuć. Oddychać. I pozwolić, by bakterie szczęścia robiły swoje.

Zawsze zachwycały mnie piękne widoki. Lasy, góry, łąki, pola. Rozległe przestrzenie i linie horyzontu, gdzie ziemia spotyka się z niebem. Te obrazy od dziecka poruszały coś głęboko we mnie – przypominały o czymś większym, starszym niż ból i lęk. I dlatego postanowiłam dać sobie coś więcej: czas, obecność i przestrzeń na to, by być w tych krajobrazach, nie tylko o nich marzyć.

Jeżdżenie skuterem po tych wszystkich zachwycających miejscach – z osobą, którą kocham – stało się dla mnie jedną z najpiękniejszych form uzdrawiania. Wiatr na twarzy. Zieleń w oczach. Zachwyt w sercu. Ciało w ruchu, ale bez napięcia. Świadomość, że nie jestem sama. Że mogę doświadczać piękna razem z kimś. To wszystko nasycało moje ciało realnym szczęściem.

I ten zachwyt – autentyczny, głęboki, płynący z kontaktu z naturą i z miłością – zaczął budować we mnie nowy zapis. Że życie może być inne. Że świat nie musi być pełen zagrożeń. Że moje ciało może być częścią krajobrazu, a nie tylko nośnikiem cierpienia.

Zachwyt jako narzędzie uzdrawiania

Z każdej strony słyszymy dziś zachęty, by szukać radości, pielęgnować wdzięczność, zakorzeniać pozytywne stany. I to jest ważne – ale dla wielu osób po traumie czy w chronicznym stresie to nie jest takie proste. Ciało, które przez lata uczyło się reagować lękiem, odcięciem, napięciem – nie przestawi się na spokój tylko dlatego, że tego chcemy. Ono potrzebuje nowych doznań, które będą realne, cielesne, bezpieczne.

I tutaj pojawia się zachwyt.

Nie jako idea. Ale jako fizyczne, zmysłowe doświadczenie – kiedy coś Cię porusza, zaskakuje, cieszy. Kiedy Twoje ciało czuje życie i przez moment zapomina o tym, czego się bało. Dla mnie tym doświadczeniem było grzybobranie, kontakt z lasem, jeżdżenie skuterem przez górskie krajobrazy z osobą, którą kocham. Widok przestrzeni, falujących łąk, zapach lasu – to wszystko budziło we mnie coś pierwotnego. To nie była afirmacja. To była prawdziwa odpowiedź ciała na życie.

Zachwyt jest jak światło wpuszczone do środka – może na chwilę, ale właśnie ta chwila robi różnicę. Każde takie doświadczenie staje się nową informacją neurologiczną: „Tak, możesz się cieszyć. Tak, to jest bezpieczne. Tak, możesz być obecny.”

W ujęciu duchowym zachwyt to przebłysk duszy.
Ken Wilber mówił o integralnej ścieżce rozwoju, która obejmuje nie tylko traumę i cień, ale też momenty przekraczania siebie – przebłyski Prawdy, Piękna, Dobroci. Zachwyt jest takim momentem. Rudolf Steiner podkreślał, że piękno ma moc duchowego odżywienia – działa jak pokarm dla duszy i wprowadza człowieka w rezonans z wyższym porządkiem.

Zachwyt nie musi być wielki. To może być spojrzenie na liść. Na kroplę rosy. Na światło między drzewami. Wystarczy, że poruszy coś w Tobie – i już uruchamiasz biologię bezpieczeństwa. Stephen Porges, twórca teorii poliwagalnej, mówił o tym, jak takie chwile aktywują układ przywspółczulny i budują nowe wzorce neurologiczne regulacji.

Nie chodzi o to, że coś jest z Tobą nie tak, jeśli dziś nie czujesz zachwytu. To znaczy tylko tyle, że musisz się go nauczyć od nowa. I to jest w porządku.

Dlatego zachęcam:
🔹 szukaj tego, co Cię zachwyca – nawet jeśli to drobiazg
🔹 pozwól sobie wypróbować 100 rzeczy, jeśli trzeba
🔹 nie pytaj innych, co powinno Cię cieszyć – pytaj swoje ciało
🔹 nie oceniaj się za to, że wciąż szukasz

Zachwyt to nie przywilej. To Twoje prawo.
I może być pierwszym krokiem do życia, którego naprawdę chcesz.

Neurobiologia zachwytu

Zachwyt nie jest tylko poetyckim doświadczeniem duszy. To także konkretna reakcja neurobiologiczna, która wpływa na nasz mózg, układ nerwowy i stan emocjonalny. To moment, w którym ciało i umysł na chwilę zatrzymują się – i jednocześnie otwierają.

Kiedy doświadczamy zachwytu (awe) – czy to patrząc na majestatyczne góry, słuchając poruszającej muzyki, obserwując przyrodę, czy po prostu czując wzruszenie w chwili głębokiej obecności – nasz mózg uruchamia sieć stanu domyślnego (default mode network). To właśnie ta sieć odpowiada za nasze poczucie „ja”, przetwarzanie wspomnień i refleksję. Badania pokazują, że w chwilach zachwytu ta sieć może się wyciszać, co daje nam poczucie rozpuszczenia ego, bycia częścią czegoś większego, głębokiego spokoju i ulgi.

W stanie zachwytu obserwuje się również:

  • zwiększoną aktywację nerwu błędnego (kluczowego dla odczuwania bezpieczeństwa),

  • wzrost poziomu oksytocyny (hormonu więzi i zaufania),

  • wzrost dopaminy i endorfina – neuroprzekaźników związanych z motywacją, radością, przyjemnością,

  • obniżenie aktywności ciała migdałowatego – a więc zmniejszenie odczuwanego lęku.

Zachwyt, choć często efemeryczny, reguluje układ nerwowy. Ma działanie zbliżone do głębokiej medytacji, a nawet niektórych form psychoterapii. W badaniach psychologicznych wykazano, że osoby regularnie doświadczające zachwytu mają wyższą odporność psychiczną, większe poczucie sensu życia i mniejsze objawy depresyjne.

Jedno z najbardziej znanych badań nad zachwytem przeprowadzono na Uniwersytecie Stanforda, gdzie naukowcy udowodnili, że regularne, nawet krótkie momenty zachwytu (tzw. awe walks) wpływają na obniżenie poziomu cytokin prozapalnych w organizmie, co może mieć wpływ na zmniejszenie stanów zapalnych, lęku i objawów psychosomatycznych.

Zachwyt nie musi oznaczać podziwiania wodospadu Iguazu – to może być świadome spojrzenie na promień słońca, dotyk drzewa, zapach powietrza po deszczu. Te małe chwile to mikrodoświadczenia transformujące układ nerwowy.

Dla osób po traumach to szansa na coś więcej niż ulotne wrażenie – to biologiczna kotwica nowego świata. Świata, w którym ciało nie musi już czekać na zagrożenie. Świata, w którym może doświadczać piękna, lekkości, bezpieczeństwa – nie jako wyobrażenia, ale jako realnej fizjologii.

Duchowe zakorzenienie

W pracy z traumą i stresem mówimy dużo o regulacji układu nerwowego, o ciele, o myślach. Ale istnieje jeszcze jeden wymiar – często pomijany, a dla wielu osób fundamentalny. To zakorzenienie duchowe.

Duchowość nie musi oznaczać religii. Może być doświadczeniem sensu, przynależności, głębszego porządku, w którym jesteśmy osadzeni. To może być kontakt z naturą, z duszą, z Bogiem, z Kosmosem, z czymś większym niż my – co daje poczucie, że nie jesteśmy sami, że jesteśmy częścią czegoś, co nas przekracza i jednocześnie niesie.

W moim doświadczeniu to właśnie duchowe zakorzenienie było tym, co pozwalało mi przetrwać najciemniejsze momenty. Nie teoria, nie słowa, ale to wewnętrzne poczucie, że jest coś jeszcze – że życie może mieć sens, nawet jeśli go nie widzę. Że jestem prowadzona, choć nie rozumiem dokąd.

Helena Bławatska pisała o duchowej ewolucji człowieka jako procesie powrotu do Źródła – poprzez poznanie siebie, przez oczyszczanie się z iluzji, przez wewnętrzną alchemię. Rudolf Steiner podkreślał, że człowiek nie tylko posiada ciało fizyczne, ale również ciało eteryczne, astralne i duchowe – i że każdy z tych poziomów potrzebuje pokarmu, troski i integracji. Dla Steinera duchowość była zakorzeniona w codzienności – w rytmie natury, w sztuce, w pracy, w relacji.

To, co duchowe, może i powinno przenikać to, co cielesne i emocjonalne. Duchowość, która nie obejmuje ciała i codzienności, staje się ucieczką. Ale ciało bez duszy może pozostać tylko biologiczną maszyną, która uczy się przetrwania, ale nie życia.

Dlatego uważam, że pełna regulacja, prawdziwe uzdrowienie – to takie, które obejmuje wszystkie poziomy:
– fizyczny (układ nerwowy, ciało),
– emocjonalny (uczucia, relacje, wzorce),
– mentalny (przekonania, narracje),
– i duchowy (sens, obecność, połączenie).

Z duchowej perspektywy spokój i zachwyt nie są tylko reakcją ciała – są naturalnym stanem naszej duszy, która tęskni za światłem. Kiedy ją odnajdujemy, wiele rzeczy układa się inaczej. I choć droga do tego może być długa, to każdy krok w stronę ciszy, prawdy i piękna ma znaczenie.

To, że szukasz, że nie poddajesz się, że próbujesz – to już akt duchowej odwagi. I to właśnie w tej odwadze jesteś najbardziej zakorzeniony.

Jak zacząć zakorzeniać w sobie spokój, radość i zachwyt?

  1. Nie zaczynaj od "zmieniania siebie" – zacznij od doświadczania nowego.

Ciało nie rozumie pojęć. Rozumie doświadczenia. Nie wystarczy powiedzieć sobie „od dziś jestem spokojna”. Trzeba dać sobie choć jedną minutę prawdziwego doświadczenia spokoju. Minutę z ciałem bez napięcia, z twarzą zwróconą ku słońcu, z wdechem, który niczego nie musi.

Niech to będzie jeden mikro moment dziennie, który jest jakościowo inny od reszty.

To może być:

  • zjedzenie owocu w ciszy i skupieniu,

  • zanurzenie dłoni w wodzie i świadome czucie,

  • słuchanie ulubionej muzyki z zamkniętymi oczami,

  • patrzenie na drzewo przez 60 sekund bez robienia czegokolwiek innego.

     

  1. Nie wszystko da się zbudować przez wyobraźnię i afirmacje. Organizm potrzebuje realnych bodźców: ciepła, miękkości, dotyku, zapachu, obrazu. Jeśli chcesz poczuć w ciele spokój, daj sobie spokojne środowisko – chociaż na chwilę. Dawaj sobie rzeczywiste, fizyczne doświadczenia przyjemności

Jeśli chcesz poczuć się bezpiecznie – znajdź miejsce, gdzie nikt Cię nie ocenia, nikt nie zagląda, nikt nie wymaga. I powtarzaj to. Codziennie. Choć przez moment.

  1. Nie oceniaj się za to, że coś nie działa od razu. Stosuj zasadę kaizen.

W duchu kaizen – japońskiej filozofii małych kroków – nawet najmniejsze działanie ma wartość. Nie musisz od razu przebudować życia. Wystarczy, że zrobisz coś dziś o 1% lepiej niż wczoraj. Że zamiast skrytykować się – westchniesz i wrócisz do siebie z łagodnością.

To nie jest porażka, że myśli wracają, że lęk się pojawia. To normalne. Zwłaszcza po traumach. Nie piętnuj się. Nie zawstydzaj. Wracaj do siebie z taką samą łagodnością, z jaką przytuliłabyś swoje wewnętrzne dziecko. Bo ono tam jest. I czeka.

  1. Szukaj swojej przyjemności, swojej radości, swojego zachwytu – bez porównań.

Nie pytaj nikogo, co powinno Cię cieszyć. Testuj. Błądź. Eksperymentuj. Możesz wypróbować 100 rzeczy, zanim znajdziesz jedną, która Cię autentycznie poruszy. I to jest w porządku. Nie jesteś niestała_y – poszukujesz. I to okej.

  1. Jeśli masz pasję – wracaj do niej, nawet jeśli wydaje się bez sensu.

Pisanie, śpiewanie, rysowanie, muzyka, rękodzieło – to naturalne kanały regulacji i integracji półkul mózgowych. Aktywności kreatywne:

  • obniżają poziom kortyzolu,

  • aktywują połączenia między emocjami a ruchem,

  • uruchamiają głębokie poczucie przepływu (flow),

  • wspierają regenerację neuronów w hipokampie – obszarze odpowiedzialnym za pamięć i emocje.

Rudolf Steiner mówił o sztuce jako o duchowej drodze człowieka – i to wciąż jest aktualne. Jeśli masz pasję – karm ją, wracaj do niej, twórz z niej rytuał.

  1. Daj sobie czas. Tyle, ile potrzeba. Rok, dwa, pięć lat – to w porządku.

Nie musi być szybko. Nie musisz być „dalej” niż jesteś. Masz prawo potrzebować więcej czasu, więcej prób, więcej błędów. To nie znaczy, że coś z Tobą nie tak. To znaczy, że jesteś człowiekiem. I że masz w sobie odwagę, by iść swoją drogą.

Twoje tempo to Twoja mądrość.
Nie porównuj się. Nie oceniaj. Nie rezygnuj.

Zakorzenianie spokoju, radości i zachwytu to ścieżka, nie cel.

Nie chodzi o to, byś dziś od razu poczuł_a się spokojna_y. Nie chodzi o to, byś miał_a już wszystko „poukładane”. Chodzi o to, by zacząć budować w sobie nowe wzorce.
By dać sobie szansę na inne życie – nawet jeśli nie wiesz jeszcze, jak ono ma wyglądać.

Ciało można nauczyć nowego. Układ nerwowy można przeprogramować. Ducha można nakarmić pięknem, ciszą, obecnością.

Ale potrzebuje na to czasu, cierpliwości i łagodności.

Potrzebuje Twojej obecności – nie po to, byś siebie naprawiał_a, ale byś siebie poznał_a na nowo.

W tym wszystkim:

  • nie porównuj się,

  • nie oceniaj swojego tempa,

  • nie karz się za upadki.

Zamiast tego:
– Wybierz dziś jedną rzecz, która Cię woła.
– Jedną minutę, w której jesteś naprawdę.
– Jedną formę przyjemności, którą dasz swojemu ciału z miłością.

Bo to właśnie codzienne wybory zakorzeniają nas w nowym.
Nie afirmacje, nie wielkie rewolucje – tylko mikrodoświadczenia prawdy, obecności i zachwytu. I pamiętaj: nie jesteś sam_a. Ten artykuł powstał z mojej drogi – która trwa nadal.
I jeśli choć jedno zdanie Cię poruszyło – to znaczy, że już jesteś na swojej.

 

Polecane książki

Zobacz wszystkie